Przygotować się na wszystko

Przygotować się na wszystko

Jadąc w Bieszczady, trzeba się nastawić na zaskakujące atrakcje. Może się na przykład okazać, że pensjonat położony jest na straszliwym odludziu i do sąsiada i do jakiegoś porządnego sklepu trzeba wędrować lasem nawet pięć kilometrów. Można też odkryć, że woda jest ze studni i trzeba sobie ją samodzielnie pompować. Czasami wprawdzie woda jest w kranie, ale ma straszliwy siarkowy aromat i użycie jej wydaje się ryzykowne. Prąd niekoniecznie jest w nielicznych gniazdkach. Dom skrzypi, a właściciel radośnie oświadcza, że dach powinien wytrzymać jeszcze ten miesiąc. A jednak nie ma co od razu wsiadać do samochodu i uciekać w jakieś elegantsze miejsce. Widoki za skrzypiącym, wiekowym oknem stanowią wystarczającą rekompensatę za niewygody. Właściciel jest miły i pomocny, chociaż ma akcent, który czasem trudno zrozumieć. A długie spacery jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Przydadzą się zwłaszcza miastowym, którzy wszędzie jeżdżą na co dzień autobusem lub własnym samochodem i prawie już zapomnieli, jak to jest dojść do celu dzięki sile nóg. Brak wygód uczy pokory i przypomina, że można żyć bez tych wszystkich drogich urządzeń. I, co więcej, można być bez nich całkiem zadowolonym z życia człowiekiem. Turystyka jest po to, żeby człowiek się rozwijał i nie stał w miejscu – dosłownie i w przenośni.